Powoli dobiega końca pierwszy dzień nowej dekady. Jeszcze wczoraj niebo nad Stalową Wolą migotało dziesiątkami kolorów. W salwach fajerwerków świętowaliśmy hucznie … kolejny obieg Ziemi wokół Słońca.
W tym czasie nasza planeta przebyła drogę 939 887 974 km. To około 22 miliony maratonów. Przeżywaliśmy, płakaliśmy, cieszyliśmy się. Rozpoczynaliśmy nowe rozdziały i zamykaliśmy stare. Chorowaliśmy i wracaliśmy do zdrowia. Nieważne, czy uznajemy ten rok za udany, czy też opisujemy go krótkim “szkoda gadać” – trwaliśmy w nim przez pełne 365 dni.
Wybiła północ, wznieśliśmy toasty i powoli rozeszliśmy się do domów.
Kiedy kilkanaście minut po wschodzie Słońca wyruszałem z aparatem w miasto, czułem, że chyba jest zmęczone tymi wszystkimi wystrzałami w niebo, okrzykami radości i płynami, jakie może zostawić pijany człowiek w drodze do domu na chodniku.
W planach miałem uwiecznienie ciekawych momentów, być może gdzieś zabawa dalej trwa i wytoczyła się w pijackiej radości na ulicę. Trochę liczyłem na spotkanie przynajmniej 2 – 3 grup najwytrwalszych imprezowiczów, a tymczasem zastałem…
pobojowisko.

Miasto wyglądało jak martwe. Powywracane śmietniki, pozostałości po sztucznych ogniach, butelki, wyblakłe kolory i zupełna pustka. Żywej duszy. Głucha cisza, jedynie w oddali mieszały się subtelne śpiewy porannych mszy.

Chociaż miasto przypominało Silent Hill i kojarzyło się z apokaliptyczną wizją, gdzie albo wszyscy uciekli w obawie przed groźnym wirusem, albo po prostu wymarli, starałem się dostrzec pozytyw. I udało się 🙂 Bo przecież każda zmiana na lepsze wiąże się z etapem pustki, cierpienia. Kiedy patrzyłem na te bloki, ulice i ławki, doskonale wiedziałem, że to miejsce nie wygląda tak dzień w dzień, chociaż wiele osób ma dokładnie taki obraz w swojej głowie. W końcu jeśli wszystko naokoło jest szare, to doskonały moment, żeby zacząć malowanie, prawda? Jest miejsce, żeby zacząć coś nowego.

I tak kiedy miasto spało, resztki napojów wyskokowych w pozostawionych w wielu miejscach butelkach powoli wyparowywały, a unoszący się w powietrzu swąd mógłby grać główną rolę w mokrym śnie piromana, wróciłem do domu. Pełen nadziei, w oczekiwaniu na Słońce. Nie tylko to na niebie.
A przeziębienie dostałem w pakiecie :/
M.
Świetne zdjęcia ujęte w świetnym momencie !
Gratulacje
Dziękuję i ślę pozdrowienia 🙂
Jest klimat i to bezapelacyjnie 😀
Zdrówka!
A również również 😉
Ani żywej duszy*.
Ani mojej, ani Twojej 😀
Dobre zdjęcia, technicznie poprawne, fajnie oddają apokaliptyczny nastrój.